niedziela, 30 grudnia 2012

Przeznaczenie czy pusta lodówka?



Długo po tym wydarzeniu nie mogłam dojść do siebie. Rodzice nie wiedzieli co się ze mną dzieje. Nie byłam w stanie niczego im wyjaśnić. Gdy tylko pomyślałam o tym co zaszło, zaczęłam histerycznie płakać.

Po kilku tygodniach doszłam do siebie, zaczęłam normalnie funkcjonować. Wróciłam do Łodzi. Cały swój czas poświęcałam studiom nic innego nie robiłam oprócz siedzenia w książkach, ponieważ zbliżały się ostatnie sesje. Chciałam tym sposobem uciec od otaczającego mnie świata. Już nie płakałam, chyba już nie miałam czym. Obiecałam sobie, że przez żadnego faceta nie wyleję już ani jednej łzy.

Pewnego ranka…

Hanka nie daj prosić chodź  ze mną na zakupy-Anka próbuje mnie przekonać.

-O nie! Ja nie będę buszować po sklepach nie mam na to ochoty.- naburmuszona jak dziecko siadam na kanapie i zaczynam czytać  gazetę.

-Eyy no bo się obrażę. –chwyta się pod boki i udaję, że strzela focha.

-Ale ja ostatnio byłam w galerii.- nawet na nią nie spoglądam, przypomina mi się ten koszmar, który miał miejsce w tamtym czasie.

-Błagam Cię, najpiękniej jak potrafię! Proszę! Proszę! Chodź!- klęczy przede mną i robi minę zbitego psa.

-Wrrr. Ok. pójdę ale 2 godzinki i jesteśmy w domu.-lekko uśmiecham się do niej.

-Nie 3 godzinki.- targuje się ze mną.

-2 i pół albo nici z wypadu.-patrzę na nią uśmiechając się szyderczo.

-No dobrze, wygrałaś! Następnym razem nie będzie tak łatwo.- mówi to i udaje się do łazienki.

-Masz 10 min potem ja.-krzyczę.

-Chyba 20 min!- drze się z łazienki.

-Nie targuj się ze mną bo i tak przegrasz.-odpowiadam śmiejąc się a w łazience cisza, pewnie przyjęła to z bólem do wiadomości.

Ruszam do pokoju wybrać ciuchy. Mamy wrzesień i jak na ten miesiąc jest za gorąco. Chwytam szeroka malinową bluzkę z krótkim rękawkiem i szare spodenki a na nogi zakładam czarne conversy. Po chwili z łazienki wychodzi Anka. Zajmuję ją przebieram się robie lekki makijaż, związuje włosy w koczka i jestem gotowa. Biorę torebkę i razem z  Anulom idziemy na zakupy.
Po 2,5 godzinach zakupów jestem zziajana jak po przebiegnięciu maratonu. Wiedziałam, że zakupy z nią to jest istny wyczyn, ale nie aż tak.

W drodze powrotnej zahaczamy o sklep spożywczy bo lodówka błaga o uzupełnienie. Wchodzimy do sklepu i każda udaje się po swoje potrzebne produkty. Stoję przed półkami z herbatą i próbuje zdjąć z góry swoją ulubioną lecz nie mogę jej dosięgnąć. Za sobą słyszę chrząkniecie.

-Przepraszam, może pomóc?

Zastygam w bezruchu. Powoli odwracam się a przede mną stoi młody Winiarski, który spogląda na mnie i się uśmiecha ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.

-Hej Oliwier co ty tu robisz?.- lekko zaszokowana wyduszam z siebie.

-A przyszedłem zrobić zakupy bo w lodówce zostało już tylko światło.

-To ty nie mieszkasz w Bełchatowie.- pytam zdezorientowana.

-Nie mieszkam w tutaj z Sebastianem.-cały czas się uśmiecha.

-A gdzie Seba.?- palnęłam bez zastanowienia.

-Gdzieś tam lata pomiędzy półkami. O wilku mowa! Widzę, że już poderwał jakąś dziewczynę.- patrzy i szczerzy się do mnie.

-Nie jakąś tylko moją przyjaciółkę.-spoglądam na parę.

-No nawet, nawet dla Sebastiana w sam raz.-śmieje się już na głos.

-Winiarski! Uspokój się!- patrzę na niego z mordem w oczach.
Oj no przepraszam.!- robi minę kota ze shreka.

-Spoko Winiarku!- mówiąc to uważnie czekam na jego reakcje.

-O nie! Tylko nie Winiarku.-krzywi się.

-Oj tam oj tam widzę, ze pamiętasz stare czasy.

-No właśnie stare czasy. Proszę nie mów tak do mnie. Bo od razu mi się ciotka Hela przypomina i jej łapanie za policzki i to jak mi wmawiała jaki  ja jestem słodki.-robi minę cierpiętnika.

-No już dobrze bo się zaraz mi tu popłaczesz.-śmieje się i chwytam go jak ciotka za policzki.
Spoglądam w jego oczy niby od niechcenia, lecz po chwili zatapiam się w nich a on nie jest mi dłużny. Stoimy tak dobre 5 min, gdy nagle ktoś się odzywa a ja odskakuje.

-No Winiar, tyle Cie szukałem a ty już laskę na oczy wyrywasz.

-Seba.? Chcesz dożyć do następnego meczu.- rzuca się mu Winiarski.

-A no chcę.-odpowiada zdziwiony i po chwili przygląda mi się uważniej.

-Hanka.?- Ignaczak patrzy jakby ducha zobaczył.

-Oklaski za spostrzegawczość.-parskam śmiechem.

-Co ty tu..- nie dokańcza bo mu przerywam.

-Mieszkam Sebulku, mieszkam.

-Nie wiedziałem!. A przepraszam, gdzie moje maniery nie przedstawiłem wam mojej znajomej. To jest Anka.
Dziewczyna spogląda to na Ignaczaka to na mnie i wybucha śmiechem. Z resztą ja po chwili też.

-Co jest w tym takiego śmiesznego?.- pyta się oburzony Seba.

-Bo my się znamy.- ledwo przez śmiech mówi Anka.

-A skąd jeśli można wiedzieć?- dopytuje się.

-A może stąd, że razem mieszkamy.- udaje mi się wypowiedzieć.

-Żartujesz?- Ignaczak robi wielkie oczy.

-Nie, mówię całkiem poważnie.

-No widzisz co za zbieg okoliczności.- mówi uradowany.

-Nooo to my będziemy już lecieć- odpowiadam, chwytając za koszyk z zakupami.

-Szkoda a w padniecie na nasz mecz w sobotę?. Proszę!

-Jak młody Ignaczak prosi to nie można mu odmówić.- mrugam do niego jednym oczkiem.

-Eyy wypraszam sobie a ja to co.- pyta zasmucony Winiar.

-A zaprosiłeś?

-Nie, ale teraz zapraszam ja Cię i twoja koleżankę- szczerzy się.

-Będziemy! – odpowiada Anka.

-To do zobaczenia- mówią równocześnie chłopacy.

-Tak do zobaczenia!.

-Anka ty z młodym Ignaczakiem coś ten tego? A co z Przemkiem?- pytam lekko przestraszona.

-A daj sobie spokój tak szybko jak się pojawił tak szybko znikł.

-To dobrze bo już się bałam.

-Loozik Bartmanówna.- odparła.

I tak po długiej rozmowie w sklepie spożywczym (jakby innego miejsca na świecie nie było) udałyśmy się do domu aby zrobić obiad bo nasze brzuchy domagały się pożywienia.

.......................................................................................................

Jeestt :) Następny jutro. Czekam na komentarze bo nawet nie wiem czy się podoba :D W poprzednim rozdziale bodajże "Bohater z przypadku" pomyliłam imię kolegi Anki, więc teraz zrobiłam korektę. Przepraszam :) 

Pozdrawiam Juska ;*

1 komentarz:

  1. Hej. Rozdział Bardzo mi się podoba. U mnie tez już nowy. :)

    Zapraszam i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń