Dziś mamy 24
października. Tak to dzień, w którym obchodzę swoje 22 urodziny. Ze słodkiego
snu budzą mnie hałasy dochodzące z kuchni. Na zegarku jest godzina 5:35. Wstaję
z łóżka i rozglądam się po pokoju. Coś mi w nim nie gra. Podchodzę do szafy i
zaglądam do niej. Patrzę w jej głąb i widzę tylko letnie rzeczy. Nie mam
pojęcia gdzie są moje swetry, ciepłe bluzy
i przede wszystkim kurtka?. Zamykam szafę i z głową pełną myśli wychodzę z
pokoju i udaję się do okupowanej kuchni. Idę przez salon, gdy naglę potykam się
o własną walizkę i lecę z hukiem na ziemie. W kuchni zalega cisza. Zbieram się
z podłogi rozmasowując kolano. Spoglądam na drzwi od kuchni a w nich ukazują
się trzy roześmiane twarze.
-Co wy do cholery
robicie o w pół do 6 rano w kuchni..?-
mówię rozwścieczona.
-Oj ktoś tu wstał
lewą nogą.- śmieje się Seba.
-A zasadził Ci ktoś
kiedyś kopa w du..
-Ej, ej, ej bez
takich mi tu.- mówi Anka.
-No więc czekam na odpowiedź.-
patrzę na nich tupiąc wyczekująco nogą.
-Powiemy jej?- pyta
Oliwier Ankę i Sebe.
-Niespodzianka to
niespodzianka a teraz jest coś ważniejszego do zrobienia.- szczerzy się w moją
stronę Anka.
-Co takiego?.- pytam.
-Jak to co?!
Wszystkiego Najlepszego kochaniutka!- podbiega do mnie i się przytula.
-
Aaaa to! Dzięki,
dzięki puść już bo się uduszę.- mówię gdy zostaję już wyściskana.
-No dziewczyno
Wszystkiego Najlepszego zdrowia, szczęścia, pomyślności Winiarskiego i miłośći!
–przytula mnie mocno Seba.
-Ignaczak!.- patrzę
na niego z pod byka
-No co? Oli a ty co
tak stoisz? Dawaj, dawaj!.- zachęca go libero.
Oliwier podchodzi do mnie
nieśmiało co jest do niego wręcz nie podobne. Wcześniej utkwiony wzrok w
podłodze przenosi na mnie. Czuje się dziwnie. Czemu dziwnie? bo kątem oka widzę
jak Anka z Sebą wycofują się do kuchni i zostajemy sami. Podchodzi do mnie
bardzo blisko. Czekam na jego ruch pochyla się i przybliża usta do mojego ucha.
-Chcę być twoim
urodzinowym marzeniem.- szepcze i z powrotem wpatruje się w moje oczy.
Stoję wryta i nie
wiem co powiedzieć. Widzę uśmiech na jego twarzy chwyta mój podbródek i składa
lekki pocałunek w kąciku moich ust tak jak wtedy pod klatką. Kolana mi się
uginają. On widząc to uśmiecha się i głośno mówi:
-Wszystkiego Najlepszego
jubilatko!- przytula mnie i cofa się z powrotem do kuchni a z osłupienia wyrywa
mnie Anka.
-No starucho. Ruszaj
zadek i szykuj się bo jedziemy na wycieczkę.- mówi uradowana.
-Co? Jaką wycieczkę?-
pytam zaskoczona.
-Wszystkiego dowiesz
się w swoim czasie a teraz spadaj do łazienki.
-Ale jak to ja nie
jestem spako..- ucinam zdanie i spoglądam na walizkę.- A nie jednak jestem.-
bąkam
-To mogę wiedzieć
chociaż gdzie mnie zabieracie?
-Jak już mówiłam to
ma być niespodzianka.
-Co ja z wami mam!
Ile mam czasu?
-Masz pół godziny o
7:50 mamy samolot. I o 6:30 musimy tam już być.
-O 6:30?!!! To o której
zamierzaliście mnie obudzić?
-Nie przesadzaj
właśnie chcieliśmy to przed chwilą zrobić ale sama nas wyręczyłaś.
-Ahh co ja z wami
mam.- wzdycham- Idę się oporządzić a i jeszcze poproszę smaczne śniadanko bo
inaczej to mnie z domu dźwigiem nie wyniesiecie.
-No patrzcie jak się
rządzi myśli, że ma urodziny i może rozkazywać.- szepcze pod nosem Anka.
-Słyszałam wszystko.-
mówię widząc jej zaskoczoną minę i zaczynam się śmiać.
-Spadaj już-mówi i
udaje się do swojego pokoju.
Biorę szybki
prysznic, suszę włosy i owinięta ręcznikiem idę do pokoju po jakieś rzeczy.
Idąc przez korytarz wpadam na Oliwiera i o mało nie spada mi ręcznik.
-Winiarski patrz jak
łazisz.- krzyczę chwytając w ostatnim momencie jedyne okrycie.
-Przepraszam- duka
zaczerwieniony.
-Zwariuję!- bąkami i
wchodzę do pokoju. Na łóżku leży już przygotowany zestaw. Jeansy, ciepły sweter
i kozaki. Chwytam bieliznę i zastanawiam się po jakiego grzyba mam się w to
ubrać, gdy na dworze jest 15 stopni w
plusie. Na Syberię jedziemy czy co?
-Anka chodź tu
szybko!- krzyczę.
-Co się stało?- pyta
zaskoczona.
-Ja mam się w to
ubrać jak jest tak ciepło?- pytam wskazując głową na ubrania.
-Nie pytaj za dużo
tylko zakładaj i już- mówi i wychodzi z pokoju.
Poddaje się, zabieram
wszystko i idę się przebrać. Robię lekki makijaż i jestem gotowa. W salonie
wszyscy już czekają zwarci i gotowi. Jem szybko śniadanie po czym bierzemy
walizki i wychodzimy z mieszkania. Nie wiem co knują ale dobrze im to idzie.
Skurczybyki Po 20 minutach jesteśmy na lotnisku. W moich myślach rodzi się
strach. Moja mina w tym momencie wyraża
wszystko. Tylko nie samolot!. Wchodzimy do budynku. Chłopacy załatwiają
wszystko. Nie mam pojęcia dokąd lecimy i czekamy. Czas leci bardzo szybko ani
się nie obejrzałam a już wchodzimy na
pokład samolotu. Szukam swojego miejsca. Odnajduje je, chowam podręczny bagaż i
siadam wygodnie w wyznaczonym miejscu. Po chwili widzę Winiara zmierzającego w
moją stronę.
-No to wygląda na to,
że jesteś skazana na mnie!- mówi ukazując szereg swoich bieluteńkich siekaczy.
-Mogłam się tego
spodziewać.- przewracam oczami.
-Nie marudź- Lepszego
towarzystwa tutaj nie znajdziesz!
-Powiedz mi gdzie
lecimy bo może będę mogła jeszcze uciec.- mówię patrząc na niego.
-Chciałabyś!- Dowiesz
się w swoim czasie.- uśmiecha się triumfalnie jak to zawsze robi gdy ma nade
mną przewagę.
-Osz ty zobaczymy!- rzucam
i zakładam ręce w stylu tak zwanego solidnego focha. Dostajemy sygnał, zapinamy
pasy i zaczynamy wzbijać się w powietrze. Tak na marginesie to latać nigdy nie
lubiłam można powiedzieć, że wujek Bartek i ja jesteśmy tacy sami pod tym
względem. Siedząc samolotem zaczęło niespokojnie potrząsać, przerażona chwyciłam dłoń Oliwiera. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
Chciałam cofnąć dłoń ale tego nie zrobiłam. Skuliłam się i przywarłam do niego.
Czekałam aż ten koszmar się skończy. Gdy zrobiło się już
spokojniej przytulona do Oliwierowego ramienia zaczęłam odpływać i usnęłam.
_______________________________________________________________
No i proszę! Przepraszam, że tak długo nie wstawiałam. Po prostu brak czasu.
Rozdział tak troszkę przynudzający ale co mi tam :D Ważne, że jest!
Pozdrawiam Juska :*